środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 2 - "Dziwne sny" - perspektywa Armina

Więc tak... Dziękuję Wam ślicznie za Wasze komentarze, dziewczyny! Znów zrobiło mi się miło!
Niestety, czuję, że Was zawiodłam. Ten rozdział mi się nie udał. Mam nadzieję, że jakoś to zrekompensuję, oraz to, iż notki nie było przez miesiąc. Cóż.
Nie przedłużając, zapraszam do lektury!





  - To nie może się wydać, Eveline. 
     - Zostaw ją, słyszysz!?
     - Nie możesz wytrzymać ani chwili beze mnie?
     - Puszczaj, idioto!
     - Ona może być szpiegiem. Coś czuję, że będzie wesoło.
     - Co za liścik?
     - Kastiel, nie ma sensu dalej tego ciągnąć. 
     
     Krzyki dochodzące z piwnicy i ślady krwi. On woła o pomoc, wali w drzwi. Przerażony, jego towarzyszem jest ciemność. Robi się zimno... bardzo zimno... jego twarz nagle rozświetlają białoniebieskie smugi.


     Świadomość tego, iż zbliżałem się do szkoły, skutecznie zniechęcała do rozmowy. Alexy naprawdę się starał, ale najzwyczajniej w świecie – niemożliwe było, aby poprawić mi humor zepsuty poniedziałkowym rankiem. Z tego powodu mój bliźniak postanowił pójść drogą między sklepami, z chęcią zlustrowania wystaw. Skręciłem w boczną alejkę, tworzącą skrót do szkoły. Tam, przed sobą zauważyłem postać pewnej dziewczyny. Nie powiem, była dosyć ładna… z tyłu. Mój umysł nagle przeciął pewien obraz. Krew spływająca po schodach… z lodu? Odruchowo mrugnąłem.
     Zbliżałem się powoli do niej, tłumacząc sobie, że pewnie to jakaś scena z gry. Naciągnąłem kaptur na głowę, a po chwili podniosłem wzrok. Byłem kilka metrów od niej, nagle potknęła się. To był moment. Wyłączyłem myślenie, a po chwili uświadomiłem sobie, że trzymam ją w talii. Powoli postawiłem ją na nogi. Wtedy zobaczyłem jej twarz. Nastoletnia dziewczyna o bladej skórze i niebieskich oczach, jakich jeszcze nigdy nie widziałem u kogoś innego… niż u siebie oraz Alexy’ego, zanim założy soczewki. Podziękowała, przedstawiła się jako Eveline. Zauważyłem, jak mi się przygląda. Między Bogiem a prawdą, ja robiłem to samo. I rozeszliśmy się.
     Stojąc przy niej, czułem dziwny… chłód. Taki sam czułem jedynie przy Alexy’m. I przypominał mi coś, choć nie miałem pojęcia, co to może być. Wbiłem wzrok w popękany chodnik. Ciekawiło mnie, czy ta Eveline, czy jak jej tam, także szła do Amorisa. Dłuższą chwilę jej postać zaprzątała moje dość chaotyczne myśli. Skręciłem w lewo, po czym przeszedłem przez szkolną bramę. Dziedziniec był dziwnie pusty, nie licząc czerwonowłosego palacza. Niewiele myśląc, ominąłem to wszystko i wdrapałem się po schodach prowadzących do budynku w kolorze „jednorożec puścił pawia”. Znając na pamięć nieskomplikowany system korytarzy liceum, na ślepo szedłem pod salę biologiczną, zaabsorbowany grą na konsoli. Mignęła mi jednak postać dziewczyny w czarnych spodniach, i nie była to Li, gdyż nie słyszałem stukotu jej półmetrowych szpil. Mimowolnie kolejny raz podniosłem wzrok i spostrzegłem, jak biegnie w stronę schodów. Ona jest na bank nowa!
     Ustałem po salą biologiczną, nie czekając zbyt wiele na dzwonek. Nie zdążyłem zapisać gry! Nie! Nie chcę stracić tych osiągnięć! W ostatniej chwili zapisałem grę, zanim profesorka „Gryzonia” od bioli (nietrudno zgadnąć, czym się jara) otworzyła salę. Oczom ukazała nam się zielono – sraczkowaty kolor ścian i porysowane przez uczniów ławki. Taaak, jedyna korzyść jest taka, że mogę spokojnie ciapać w… nie wiem! Może „Tekkena”? Dla pozoru, że robię cokolwiek, wyjąłem podręcznik i zeszyt. Oraz mój skarb. Schowałem urządzenie pod ławkę, po czym włączyłem je. Ledwie wybrałem grę, rozbrzmiało moje nazwisko…
     - Armin Williams, nie masz oceny z odpowiedzi ustnej. – jak ja nienawidzę tego jej skrzeczącego głosu. Leniwie podniosłem się z krzesła, chowając konsolę z zasięgu wzroku Gryzonii.
     Uratowały mnie otwierające się drzwi, przed które weszła dziewczyna, a za nią główny gospodarz – Nataniel Pierce. Ej, to nie jest przypadkowo… Moje przypuszczenia potwierdziły jej słowa, kiedy przedstawiała się na życzenie rudej nauczycielki. Usiadła w ławce przede mną, obok Rozy. Chyba od razu przypadły sobie do gustu, bowiem przeciwieństwa się przyciągają. Nataniel natomiast poprosił o dziennik i już go nie było… Za to udało mi się usłyszeć, jak nasza szkolna diva porozumiewa się ze swoją popleczniczką – Li. Z pewnego rodzaju utęsknieniem czekałem na dzwonek. Niecierpliwie odmierzałem minuty, potem sekundy.
   Trzy…
   Dwa…
   Jeden…
     Na ten dźwięk, wkurzający na korytarzu, pożądany w klasach, wszyscy poderwali się jak jeden mąż i zaczęli pakować swoje książki i piórniki. Kątem oka zauważyłem Alexy’ego, który zajął miejsce na drugim końcu sali, tuż obok Kim oraz Kentina. Jakim cudem nie zauważyłem go podczas lekcji? Nie wnikałem, po prostu wyszedłem. Nagle, kiedy kierowałem się w stronę klatki schodowej, prowadzącej na pierwsze piętro, kolejny raz tego dnia zrobiło mi się chłodno. Po prostu. Zimno. Zaczynało mi się kręcić w głowie. Nigdy jeszcze to mi się nie zdarzyło. Podrapałem się po makówce, po czym zauważyłem, że sala od artystycznych w drugim segmencie korytarza jest otwarta, jak zawsze. Było tam dosyć głośno, jak na naszą ponad dwudziestoosobową zgraję. Przeszedłem przez próg, po czym…
      Przed oczami stanęła mi pewna scenka. Wszędzie było ciemno, nagle coś przeszyło mój umysł. Chłód, było zimno. Ktoś skulony w kącie, próbuje się ogrzać. Włosy i ubranie lepią się od krwi. Wcześniej krzyczał o pomoc, teraz stracił nadzieję, że go ktokolwiek usłyszy. Szepcze, traci siły. Mignęła mi blond czupryna, należąca do znanej mi dobrze osoby. Potem pojawiły się szepty…
     - Nie możesz wytrzymać ani chwili beze mnie?
     - Puszczaj, idioto!
     - Ona może być…
     Dalej nie usłyszałem. Wróciłem do realnego świata, tak jakby. Powoli osunąłem się na podłogę, ledwie patrząc na oczy. Czułem się jak ten chłopak z pseudosnu. Chwilę potem wyłączyłem się całkowicie, choć docierały do mnie niektóre wrzaski. Nagle zobaczyłem jasny promień, dziewczynę z czerwonymi niczym płomień włosami i spojrzeniem mordercy.
     - Jezu, on zemdlał!
     Nie mogłem się ruszyć. Całą siłę włożyłem w otworzenie oczu, choć ledwo co drgnęły. Ktoś zaczął się drzeć na Kastiela, by ten pomógł podnieść coś… Czyjeś ręce próbowały mnie podnieść. Aha, czyli mnie. Potem zostałem na czymś posadzony. Coś na wzór sztyletu przecięło mój umysł, po czym znów spróbowałem otworzyć oczy. Wcześniej nieposłuszne powieki, otworzyły się bez żadnego sprzeciwu. Głowa leciała mi na bok. Siedziałem na krześle, podtrzymywany przez brata. Kastiel stał przy najbliższej ławce i przyglądał się z dziwnym wyrazem twarzy na to, co się działo.
     - Armin! Jak się czujesz? – zapytał ni z tego ni z owego Alexy.
     - Ktoś jest w piwnicy. – działałem… instynktownie? To chyba dobre określenie.
     Wstałem na nogi. Mimo protestów niektórych kolegów i koleżanek, wyszedłem z sali artystycznej. Złapałem się za bolącą głowę. Pośrednio nie miałem nad sobą kontroli. Jednak niezrażony tym, szedłem dalej. Dotarłem pod drzwi starej piwnicy. Już przed nimi wiało chłodem. Nacisnąłem klamkę. Drzwi pozostawały jednak zamknięte. Nie były one mocne, w sumie to mogłem je wyważyć. Ustawiłem się do nich barkiem. Walnąłem z całej siły.
     Trzask! Drzwi stanęły przede mną otworem. Wbiegłem do środka, zmroził mnie widok.
     Nagle opuściła mnie cała odwaga. Spanikowałem, widząc rannego i trzęsącego się z zimna Nataniela. Nie miałem pojęcia co mam robić. Niech mi ktoś pomoże! Nagle obok pojawiła się Eveline.

W następnym rozdziale…
     - Musimy go stąd wynieść i ogrzać!
     - Cokolwiek to było, jest groźne jak wygłodniały wilk.
     - Scepter…
     - Na pewno tego chcesz?
     - Baranie!

Perspektywa Eveline